niedziela, 27 listopada 2016
Przepraszam
W związku z powyższym jestem zmuszona zawiesić bloga do odwołania. Jakaś miniaturka powinna pojawić się w okolicy świąt. Będę miała wtedy choć chwilkę wolnego czasu. Postaram się dodawać coś gdy będzie takie dłuższe wolne, typu właśnie święta lub inne długie wolne, ale nie obiecuję, bo książki się same nie przeczytają, a egzaminy też się same napisać nie chcą... Cóż... Niestety.
Good evening,
Eveline
środa, 22 czerwca 2016
Śmiech... [DM]
Na przystojnej twarzy utrzymał się uśmiech. Pozwolił nawet by dosięgnął oczu, które rozbłysły na moment. Jego dłoń nacisnęła klamkę w drzwiach, a w momencie gdy przekraczał próg łazienki uśmiech - zgasł. Ale chwilę przed tym zgasły oczy. Mężczyzna wziął do ręki leżący na kuchennym, marmurowym blacie, kieliszek wypełniony czerwonym, wytrawnym, drogim winem dobrego rocznika. CHEVALL BLANC z 1969 roku. Uniósł kieliszek do ust, upił łyk, a potem rozluźnił palce pozwalając by naczynie zmieniło się w szklane okruchy, a drogie wino pozostało czerwoną plamą na białym dywanie. Powinien już wychodzić. I tak był spóźniony, ale dziś... nie wiele go to obchodziło. Spojrzał kpiąco na okruchy szkła na podłodze. Jakby w reakcji na ten widok na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech. I po raz pierwszy od kilku miesięcy był on całkiem szczery. Bo zrozumiał, że nie całe jego życie musi tak wyglądać... Nie każdy bankiet urządzony przez Ginny Weasley musi wymagał jego obecności, nie na każdym przyjęciu musiał się pojawić. I w tamtym momencie zrozumiał, że Ginevra nie będzie już nim rozporządzać. Po śmierci Hermiony Ruda planowała mu całe życie. I będzie robić to dalej. Tego akurat był pewien. "Ale nie zaplanuje tego", pomyślał patrząc na resztki szkła, a potem wyszedł z domu. I zaczął się śmiać. Po prostu śmiać. Tak bardzo, że musiał usiąść na schodach klatki. I śmiał się nadal. Głośno i szczerze, tak jakby poznał się na kapitalnym żarcie jaki uczynił Bóg powołując go na ten świat. Draco Malfoy się śmiał. I robił to tak długo, że w końcu w jego oczach pojawiły się łzy radości. I śmiał się ciągle... Dopóki nie zaczął boleć go brzuch. Wtedy zadzwonił do Ginevry. I zaśmiał się jej prosto do telefonu...
Nie przypomina to szczytu możliwości i kunsztu literackiego, a jak dla mnie nie jest to nawet podnóże góry. Po prostu. Coś takiego "wyszło" spod mojego ołówka i coś takiego zamieszczam. Inspirowane starszą pracą na zajęcia artystyczne. Polecenie brzmiało: "Napisz scenariusz..." :)
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
[HG/DM] „Nienawidzę Cię, bo Cię kocham...”
- Miona! - do sali, w której leżała weszła rudowłosa panna Weasley
- Cześć, Ginny, udało ci się wyrwać z Munga, hmm? - brunetka uśmiechnęła się lekko
- Powiedzmy, że kilka osób wisiało mi przysługi. Mam urlop i układ z ordynatorem tego oto szpitala. Mogę siedzieć tu tak długo ile chcę – powiedziała Ruda – Jak się czujesz?
- Dobrze jak widać... Właśnie zadręczałam się myśleniem o tym, że chciałaś grać w Harpiach... - na jej słowa Ginny uśmiechnęła się
- Nikomu z nas się nie udało... Każdy z nas miał zbyt odważne plany na przyszłość... Nie mieliśmy jednak odwagi po nie sięgać. Każdy z nas chciał spełniać marzenia, jednak w gruncie rzeczy zabrakło nam na to czasu, a teraz... Gdy już mamy zatrudnienie nie chcemy ryzykować i stawiać swojego życia do góry nogami tylko ze względu na to, że znów brakuje nam odwagi... Boimy się sięgać po marzenia, Hermiono...
- Za parę lat nie będzie już tych ludzi, których spotkałyśmy w Hogwarcie... - powiedziała smutno Granger
- Już ich nie ma... Nie dostrzegasz tego? W nikim z nas nie ma już beztroski i rado... - Ruda urwała gdy jej spojrzenie powędrowało do zdjęcia, które Hermiona trzymała na szafce obok łóżka – Dalej je masz...
- Lubię je...
- Tak, wiem. Ja też je lubię. Na swój sposób ta fotografia jest naszym prywatnym portalem do szczęśliwszych czasów. Do tych momentów naszego życia, które chcielibyśmy zatrzymać na zawsze... Tych, które wywołują na naszych twarzach uśmiech zamiast łez... Dalej go kochasz, prawda?
- Nie wiem. Chciałabym odpowiedzieć, że nie, ale nie potrafię o nim zapomnieć... A jeśli o nim nie zapomnę nie przestanę go kochać. Z drugiej strony nie chcę o nim zapominać, bo to oznaczałoby, że zapomniałam o wszystkich najlepszych momentach swojego życia... Tych nie tylko spędzonych z nim. Tamten dzień – wskazała na zdjęcie – Był najlepszym dniem mojego życia. Spędziłam go także z Wami, ale jeśli zapomniałabym o nim, całe te dwadzieścia cztery godziny wyglądałyby zupełnie inaczej. Nie byłyby tym samym wspomnieniem, które potrafi mnie uszczęśliwić mimo łez.
- Rozumiem – odrzekła rudowłosa – Wybacz, naprawdę chciałabym zostać dłużej, ale sama wiesz... - wskazała na wyświetlacz telefonu, na którym pojawił się napis „Blaise”
- Układ z ordynatorem i kilka przysług to nie wszystko, hmm? - powiedziała z uśmiechem brunetka – Idź...
- Aż tak? No nieźle... - zaśmiała się – Wychodzi na to, że powstał niezły skandal...
- Skandal to za małe słowo. To nasza prywatna rewolucja... Jak się czujesz, Miona?
- Dobrze.
- Na pewno?
- Blaise, twoja narzeczona nie urządzała mi przesłuchania w tym stylu, a robisz to ty... Tak. Tak. Tak, dobrze... Zadowolony?
- Nie... - odparł – Krytykujesz mnie. Jak mogę być zadowolony? A tak na serio... Co zmierzasz zrobić?
- Nie mam pojęcia... On poważnie wrócił?
- Mhh... - odpowiedziało jej mruknięcie
- Blaise? - słyszała jak westchnął nim udzielił odpowiedzi
- Tak, Hermiono. Draco jest w Anglii. - w słuchawce usłyszała bliżej nieokreśloną wypowiedź, ale głos rozpoznałaby nawet za tysiąc lat
- Cholera... Muszę kończyć – powiedziała rozłączając się
sobota, 2 kwietnia 2016
Przekleństwo [HG/LM]
poniedziałek, 28 marca 2016
Marzenia [DM/HG]
Cóż jeszcze... Posty będą wstawiane raczej rzadko, ale winę zwalam na brak czasu, szkołę, młodszą siostrę, ktora jeszcze nie chce przyjsc na swiat... nauczycieli i to chyba tyle...
Edit: Pisałam przy Joel&Luke - People Change można słuchać :)
W jaki sposób można zaplanować sobie życie skoro i tak wszystkie plany trafi szlag? Jak można przewidywać coś naprzód skoro nie ma to nawet jednej setnej procenta szans na powodzenie? Jak można czegokolwiek oczekiwać od życia skoro to na nic? Jak możemy mieć tak dokładne plany na przyszłość skoro nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego co stanie się jutro? Jak możemy nie obawiać się śmierci skoro wobec niej znaczymy nic więcej niż zwyczajna mała mrówka?
A jednak... planujemy całe swoje życie tylko po to by okazało się, że i tak nie mamy na nie wpływu. Udajemy, że szydzimy ze śmierci po to by ukryć lęk. Sądzimy, że nie boimy się jej tylko po to by udawać, że śmierć nas nie dotyczy. I nagle orientujemy się, że to wszystko na nic. Że przyjaciele i wrogowie nic w naszym życiu nie znaczą, bo i jedni, i drudzy w końcu stają się jedynie wspomnieniem, zacierającą się twarzą, nie dającym się przypomnieć imieniem... Osoby, które kiedyś tyle dla nas znaczyły okazują się tylko statystyką, blaknącym powoli wspomnieniem. I choćbyśmy uparcie wierzyli w to, że spotkamy się kiedyś po latach, już jako dorosłe osoby to czy tą wiarą da się żyć? A co jeśli nasze życie ułoży się po naszej myśli? Czy wtedy będziemy o sobie pamiętać? Czy gdy wpadniemy na siebie na ulicy po tylu latach dane nam będzie się rozpoznać? Czy może nawet się nie rozpoznamy i każde z nas pójdzie ponownie, tak jak wiele lat wcześniej, każde w inną stronę...?
Czy mile zaskoczeni spotkaniem udamy się na kawę by wspólnie wspominać tamte lata? Czy będziemy rozmyślać o tym co dziś mogłoby być inaczej gdybyśmy wtedy mogli okazać się bardziej odważni? Czy oboje przyznamy, że kiedyś byliśmy w sobie zakochani? A może dalej jesteśmy? Nie wiemy co powiedzieliśmy sobie gdyby spotkanie odbyło się za parę lat...
Teraz jednak siedzimy naprzeciwko siebie w małej, ale przytulnej kawiarence pjąc kawę. Gdy pytam się czy poszedłeś w kierunku marzeń i zostałeś prawnikiem ty odpowiadasz przecząco mówiąc, że jesteś nauczycielem. Na twoje pytanie ja także zaprzeczam. Żadne z nas nie sięgnęło po marzenia. Ty zamiast być prawnikiem zostałeś nauczycielem. Ja zamiast wybrać medycynę jestem opiekunką do dzieci... Pytasz dlaczego, a ja nie potrafię znaleźć logicznej odpowiedzi na to pytanie. Wzruszam więc ramionami. Pytasz jak się ułożyło moje życie i czy mam męża, następnie ja pytam o to samo. Odpowiadasz lakonicznie i nieco chłodno, że jesteś z Astorią, ja postępuję tak samo oznajmiając, że jestem żoną Rona. Temat rozmowy schodzi na wspomnienia z lat szkolnych i oboje nieco się rozluźniamy. Po chwili oboje parskamy śmiechem gdy wspomnienia stają się coraz bardziej absurdalne i zabawne. Śmiejemy się dosyć długo. Jest nam to potrzebne. Bycie sobą choć na chwilę, podczas gdy całe nasze życie jest schematem rutynowych czynności. Po jakimś czasie uspokajamy się na tyle by przestać się śmiać. Wznosisz toast, a ją uśmiechem się delikatnie.
- Malfoy kochał Granger...
- ...Granger kochała Malfoya - odpowiadam z uśmiechem
Długo siedzimy pijąc kawę za kawą, pochłonięci rozmową na temat tego co było. Gdy wstajemy od stolika, jest już późno, patrzymy sobie w oczy, uśmiechając się do siebie jakbyśmy znali się od zawsze. Ale tak przecież jest. Znamy się od pierwszego roku w Hogwarcie... Ja bez pamięci zakochana, potajemnie i platonocznie w pewnym blondynie, Ty ukrywający zauroczenie i fascynację za maską pogardy i złośliwości... Wychodząc z kawiarenki - która miała stać się pamiętnym miejscem tego spotkania, miejscem do którego oboje będziemy wracać we wspomnieniach - ty łapiesz mnie za rękę i szepczesz we włosy żebym nie obawiała się sięgnąć po marzenia, ja odpowiadam jedynie, że życzę ci odwagi. Po to byś mógł realizować te plany, które były dla ciebie ważne za czasów nauki, kiedy liczyło sie dla ciebie bycie prawnikiem. Uśmiechasz się lekko po czym mi mówisz to samo. Że mam się realizować w życiu zawodowym i walczyć o to co jest dla mnie ważne. I już oboje mamy odejść... Gdy nagle stajemy na środku zaśnieżonego Londynu, odwracamy się do siebie... i wszystko staje się jasne... Ale nam ponownie brakuje odwagi, tak jak za czasów młodości... by móc zawalczyć o to co jest dla nas ważne. By zawalczyć o siebie nawzajem...
Stoimy tak przez chwilę nie zważając na padający z nieba śnieg, ani na to, że jest już późno... Jedyną wskazującą na to rzeczą jest ciemne, gwieździste niebo...
Jesteśmy w stanie tylko się na siebie patrzeć, aby po chwili przekląć własną głupotę i brak odwagi... I już ponownie mamy się odwrócić by odejść, ale coś trzyma nas w miejscu. I zdajemy sobie sprawę z tego samego... Dziś Wigilia... Uśmiechamy się do siebie, nagle jakby onieśmieleni i nie wiem już czy zacząłeś to ty czy ja, a może zrobiliśmy to oboje, ale po chwili zaczynamy tańczyć. W Wigilię Bożego Narodzenia, w Londynie, przed kawiarenką, która na zawsze stała się dla nas symbolem wolności. Tańczymy nie zważając na lecące z nieba płatki śniegu... Wirujemy wśród nich nie myśląc o niczym. Jesteśmy świadomi tylko kilku rzeczy: pierwsze - jest Wigilia, pada śnieg, jest noc... drugie - od dawna powinniśmy być w domach i trzecie, najważniejsze - jesteśmy szczęśliwi jak nigdy dotąd...
poniedziałek, 14 marca 2016
Niespostrzeżone uczucia [PP/HP]
Podobno ktoś kiedyś powiedział, że dla każdej osoby na świecie niebo wygląda inaczej. Podobno jest piękne. Jednak tej nocy brunetka patrząc przez kuchenne okno nie widziała nic takiego. Piękne nie były ani miliony gwiazd, ani ciemne, granatowe niebo, ani nawet księżyc. Ten sam, który przypominał kobiecie tamto straszne wydarzenie jakie miejsce miało dokładnie rok temu...
Życie zawsze w zamyśle ma być piękne i cudowne, a my mamy kroczyć różanym dywanem.Wszystko ma być piękne, wspaniałe... Idealne. Ma być idealnie, doskonale. Niestety los pogardza takimi planami mając je za nic, stawiając nas w sytuacjach w jakich nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć, bolesnych, takich które mogą być naszym gwoździem do trumny lub stopniem drabiny ku lepszemu... Życie weryfikuje nas ciągle od nowa ustanawiając na nowo nasze marzenia i potrzeby, plany, na które często nie mamy takiego wpływu jaki chcielibyśmy mieć. I tak właśnie było z brunetką.
Chciała tak jak każdy mieć spokojne życie, pracę, która sprawiałaby jej satysfakcję, kochającego męża, a poźniej gromadkę dzieci... Z tego wszystkiego miała tylko wymarzoną pracę. Jednak nie uszczęśliwiało jej to... W głębi duszy wiedziała że nie będzie już szczęśliwa... I nie miała być już nigdy.
Bo oddała serce Lwu. Pokochała Gryfona. Gryfona, który tylko zabawił się nią po czym znudził się nią i zostawił samą. A ona wiedziała... Wiedziała, że nie powinna mieć pretensji i oczekiwań, żadnych nadziei, bo on przecież nic jej nie obiecywał...
Ale nie mogła...
Nikt też nie wiedział o jej uczuciach nawet rzeczony Gryfon...
Bo przecież kto podejrzewałby ją oskarżoną o bycie Śmierciożerczynią Ślizgonkę o takie uczucia względem Harry'ego Jamesa Pottera? Jak ona, Pansy Parkinson mogła kochać Wybrańca?
Tylko że dla niej nie był Wybrańcem. Był wspaniałym, wrażliwym mężczyzną, który przede wszystkim zasługuje na miłość...
Dobra. Nie mam najmniejszego pojęcia w jaki sposób ja to dodaję... Naprawdę. Jestem padnięta i ledwie myślę ale tak na osłodę dnia (wieczoru) macie...
I znowu... Pierw miało być o Ginny, następnie Tonks, poźniej o Andromedzie w końcu jest o Pansy... pierwsze zdanie miałam napisane od dwóch dni :) (kłania się brak czasu :( )
Nie zabijcie mnie prosze za jakiekolwiek błędy ortograficzne/interpunkcyjne/stylistyczne/logiczne/whatever... ale zwyczajnie w świecie zamykają mi się oczy...
Dodaję dzisiaj, bo nie jestem pewna czy jutro się wyrobie...
Zgoda na ślub [LM/BZ]
Na poprawę humoru mam miniaturkę. Liczę na to, że będzie ok, a teraz wybaczcie... Idę robić pracę domową na polski i uczyć się do jutrzejszego sprawdzianu z francuskiego...
Młoda kobieta zmrużyła oczy poirytowana gdy po raz setny tego dnia musiała słyszeć to samo zdanie. Było one wypowiedziane tym samym tonem, przez tą samą osobę, z identycznym wyrazem na zmęczonej twarzy. - Minister jest...
- Zajęty. Tak, wiem – blondynka machnęła ręką – A ja mam do niego sprawę, która z pewnością go zainteresuje...
- Nie jestem pewna. Minister powiedział, żeby...
- Żeby mu nie przeszkadzać pod groźbą śmierci. Wiem...
- Powiedział...
- Że jeśli ktokolwiek przekroczy próg jego gabinetu źle skończy. To także wiem – odparła z uśmiechem – Sądzę jednak, że to co mam mu do przekazania jest sprawą dość ważną. Ponadto uważam, że nie poinformowanie o niej Ministra mogłoby być równoznaczne ze zwolnieniem pani z zajmowanego stanowiska. Oczywiście jeśli powiem, że właśnie pani uniemożliwiła mi przekazanie mu tych wieści...
- Proszę panią... - zawołała za nią sekretarka, blondynka jednak nie słuchała. Jej uwagę przykuło dopiero ostatnie pytanie, wypowiedziane zrezygnowanym tonem – Kim pani jest?
- Ja? - blondynka uśmiechnęła się lekko – Jestem jego córką – odparła pchając dwuskrzydłowe drzwi wiodące do gabinetu Ministra Magii i wchodząc do pomieszczenia
Przed biurkiem siedział we własnej osobie Minister Magii, Lucjusz Malfoy ze znudzeniem przeglądający papiery. Mężczyzna nie miał zamiaru podnieść wzoku na osobę, która właśnie usiadła na fotelu naprzeciwko jego biurka, nie miał zamiaru, ani ochoty poświęcić jej nawet jednego spojrzenia.
- Mógłbyś to odłożyć? – zapytała zirytowana kobieta po czym machnięciem różdżki sprawiła, że wszystkie dokumenty jakie leżały na biurku jej ojca zostały poukładane w równe stosy i odesłane na pobliską półkę
- Lisa? - mężczyzna spojrzał na nią jakby widział ją po raz pierwszy w życiu, co było nie możliwe biorąc pod uwagę to, że brał udział przy jej przyjściu na świat
- We własnej osobie. Swoją drogą też miło mi cię widzieć, Ministrze – skinęła mu głową utrzymując oficjalny ton – A teraz zanim twoja szurnięta sekretarka mnie stąd wyrzuci chciałabym wszem i wobec oświadczyć ci, że zostaniesz dziadkiem. I masz się cieszyć, bo inaczej nie ręczę za siebie – ostrzegła po czym z godnością i władczą postawą właściwą członkom poważanych rodów wyszła z pomieszczenia na odchodnym dodając – Jeśli czułbyś się zainteresowany, choć szczerze wątpię wszelkie próby korespondencji kieruj na mojego przygłupiego brata. Nie łudź się on nie zdradzi ci mojego miejsca pobytu.
- Dlaczego? - zapytał Lucjusz nieco zachrypniętym głosem tylko po to by ją zatrzymać
- Dlaczego zniknęłam? - kobieta zaśmiała się – Bo jestem twoją córką i mam do tego wszelkie prawo – następnie blondynka zatrzasnęła drzwi i zniknęła z charakterystycznym dźwiękiem deportacji po to by pojawić się w oddalonym o wiele kilometrów miasteczku nieopodal Paryża
Blondynka odetchnęła gdy tylko znalazła się w zaciszu własnego mieszkania. Nie sądziła, że spotkanie z ojcem przebiegnie tak... łagodnie. Nie miała pojęcia jak bardzo się pomyliła sądząc, że reakcja Lucjusza była spokojna. Uświadomiła to sobie dopiero gdy na środku jej salonu pojawił się Draco.
- Byłaś u ojca – nie było to pytanie, a stwierdzenie jakie na wstępie skierował do niej brat
- A on był u ciebie – uśmiechnęła się delikatnie – Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty? Ognistej ci nie proponuję. Hermiona chciałaby mnie zabić...
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Nie tylko ona. Scorpius stwierdził, że nie lubi gdy piję. Uzasadnił to stwierdzeniem, że wtedy mama się denerwuje, a ona nie może się denerwować, bo to może zaszkodzić Emily. Później spojrzał się na mnie z wyrzutem i oświadczył, że bardzo chce mieć siostrzyczkę więc mam nie denerwować mamusi, bo inaczej śpię u wujka Blaise'a...
- Własny syn ci grozi – uśmiechnęła się lekko - Czego chciał Lucjusz?
- Powiedział, że mam ci przekazać... Cytuję: "Jeśli jeszcze raz ta idiotka zwana twoją siostrą postąpi w tak gryfoński sposób to będziesz moim jedynym dzieckiem." Co ty mu powiedziałaś?
- Że będzie dziadkiem – wzruszyła ramionami – I że ma się cieszyć... Swoją drogą za tydzień wizytę składa mu twój szanowany przyjaciel i oznajmia, że zostanie jego zięciem...
- Chcesz tam wysłać Blaise'a?- Oczywiście. Nie sądzisz chyba, że ryzykowałabym własnym życiem żeby oznajmić ojcu, że wychodzę za mąż?
- Jesteś szalona...
- Dziwisz mi się? Z takim bratem jak ty nie mogłoby być inaczej.
- Nie zwalaj wszystkiego na mnie... - powiedział oburzony
- Oczywiście, wybacz... - uśmiechnęła się – Twoje drugie wcielenie z pewnością też miało jakąś zasługę...
- Lisa! Jak to możliwe, że jesteś moją siostrą? - zapytał z wyrzutem
- Pytaj się Lucjusza. O ile mi wiadomo brał czynny udział w naszym poczęciu...
- Jesteś...
- Wspaniałą, najlepszą, najukochańszą siostrą na świecie? - podsunęła
- Zapomniałaś o dodaniu, że skromną...
- A ty w CV nie napisałeś, że jesteś największym kretynem na świecie, braciszku...
- A tak swoją drogą... Jak zamierzasz poinformować "mojego szanowanego przyjaciela" zwanego także "twoim wspaniałym narzeczonym" o tym, że ma iść w paszczę węża?
- Szybko – odparła – Może stwierdzę, że nie ma wyboru, albo zapytam się czy mnie kocha i czy byłby gotów zaryzykować dla mnie życie?
- Jesteś niereformowalna...
- A zresztą... Chcesz wiedzieć jak poinformuję Blaise'a? To chodź. Równie dobrze mogę to zrobić teraz...
Tego widoku Draco Malfoy nie mógł przegapić, a gdy już był zamieszany w całą sytuację stwierdził, że nie zapomni go do końca życia. Jego siostra zwyczajnie w świecie za pomocą proszku Fiuu przeniosła się do gabinetu dyrektorki Hogwartu, Minervy McGonagall po czym informując ją o powodzie swojego przybycia ruszyła w kierunku sal gdzie odbywały się lekcje transmutacji, której nauczał Blaise Zabini. Zwyczajnie w świecie nie zawracając sobie głowy pukaniem kobieta weszła do środka niemal przytrzaskując swojego brata drzwiami. Spojrzenia uczniów Ravenclawu i Slytherinu utkwione były w blondynce, która spokojnie podeszła do ich nauczyciela i zapytała:
- Blaise, kochasz mnie?
- Lisa, co tu robisz?
- Kochasz?
- Co knujesz?
- Kochasz?
- Kocham... - odparł węsząc podstęp
- Więc w obecności wszystkich świadków oznajmiam ci, że jutro pójdziesz do mojego ojca i uświadomisz mu, że bierzemy ślub.
- Co? - były Ślizgon zmrużył oczy po czym zwrócił się do swoich uczniów – Nic nie słyszeliście, a jeśli było inaczej osobiście dopilnuję tego by każdy z was pożałował tego, że się urodził...
- Blaise, nie zapomniałeś o kimś? - Zabini usłyszał rozbawiony głos swojego najlepszego kumpla
- Draco? - mężczyzna jęknął ze zrezygnowaniem – Po co ty mi tu?
- Po to, że to może być twoja narzeczona, a ja twoim kumplem, ale pamiętaj, że jestem jej bratem i potwierdzę, że powiedziałeś, że ją kochasz, a co za tym idzie zgodziłeś się ze wszystkim co mówi
- Draconie Lucjuszu Malfoy, Merlin mi świadkiem, że gdybyś nie był bratem swojej siostry, moim przyjacielem i najlepszym prawnikiem na świecie już dawno gniłbyś pod ziemią – powiedział Zabini mrużąc oczy
Następnego dnia Blaise Zabini zgodnie z tym na co nieświadomie przystał złożył nieprzyjamną wizytę w gabinecie Ministra Magii i poinformował go o tym, że jest oficjalnym kandydatem na jego zięcia. Ku zgrozie wszystkich obecnych Lucjusz Malfoy jedynie się roześmiał po czym powiedział, że skoro jego jedyna córka wróciła tylko dlatego, że jest z Zabinim szczęśliwa to on nie ma obiekcji i wyraża zgodę na całe to wydarzenie. Nikomu jednak do głowy nie przyszło że Lucjusz Malfoy wiedział to od dawna i miał wystarczająco dużo czasu by zastanowić się nad tym w jaki sposób postąpić, a także dojść do wniosku, że jeśli nie chce ponownie stracić córki musi się zgodzić...